środa, 31 października 2012

Rozdział III

- Kichi, pamiętaj, że masz bardzo wielkie zadanie do spełnienia. – Mały blond włosy chłopczyk siedział na kolanach niebieskowłosej dziewczyny. Oboje spokojnie bujali się na fotelu, na werandzie małego, piętrowego domku.
- Jakie Nee-chan? Zawsze mówisz, że dużo osiągnę, ale nigdy nie mówisz skąd to wiesz. – To była jedna z takich rozmów, gdzie jego starsza siostra wymagała dużego skupienia.
Dziewczyna się uśmiechnęła, a jej wzrok  na chwilę się zamglił, straciła chwilowy kontakt z rzeczywistością. Nieczęsto jej się to zdarzało. Zawsze mocno stąpała po ziemi z tym fałszywym uśmiechem na twarzy, jednak nikt tego nie dostrzegał. Nie, inaczej. Nikt nie mógł, bo jeszcze nigdy nie okazała tego prawdziwego.
Po chwili, otrząsnęła się gwałtownie, mimo to mały Naruto tego nie dostrzegł.
- Kichi, pamiętaj nigdy niczego nie obiecuj.
- Dlaczego, Nee-chan? – Chłopiec po raz kolejny nie zrozumiał, z szczerą chęcią próbował opanować te trudne lekcje, ale nigdy mu się to nie udawało.
- Obietnice musisz spełnić, choćbyś ręce i nogi musiał komuś połamać, zawsze musisz dotrzymywać słowa. Nigdy nie będziesz mógł spocząć dopóki ich nie dopełnisz. One się staną twoim głównym celem życia. Niespełnione będą cię gonić, nie uciekniesz od nich, bo będą w tobie. – Położyła swoją dłoń, na jego piersi. - Będą się gnieździły w twoim sercu, i będziesz cierpiał słysząc te ciche szepty o tym, że nie jesteś godny zaufania. Pamiętaj Kichi, nigdy nie obiecuj rzeczy, których nie będziesz mógł bez wysiłku spełnić. Nie wiem, jaki by na ciebie nacisk kładziono, jeżeli nie jesteś pewny, że możesz podołać - nie obiecuj. Nigdy. Bo to będzie najstraszliwsza rzecz jaka może cię spotkać. Rozumiesz, Kichi?
- Nie do końca, Nee-chan. Najpierw mówisz, żeby nie obiecywać, a później żeby tak, ale nie. – Dziecko przekrzywiło głowę w geście niezrozumienia.
- Nic się nie stało Kichi, gdy dorośniesz zrozumiesz. – Chłopiec jeszcze raz przekrzywił głowę, po czym wygodniej się ułożył na kolanach siostry i się o nią oparł. - Dorośniesz szybciej niż inni, będziesz musiał urosnąć w wielką potęgę. Staniesz się niepokonany, ale wielkim kosztem. Ogromnym. Decyzja, którą podejmiesz zaważy o losach światach, będziesz miał wybór…
- Jaki, Nee-chan?! – Chłopiec jej przerwał rozentuzjazmowany tym, że w tak młodym wieku będzie mógł wybrać. Przecież zawsze to siostra decydowała o tym co zje, jak się ubierze i czy wyjdzie na dwór. A tak?! Będzie mógł pójść jeszcze po wieczorynce na podwórko, ubrać się w najlepsze spodenki, i zjeść na śniadanie całe ciasto! Już się nie mógł doczekać, aż siostra pozwoli mu wybrać! – Proszę Nee-chan! Powiedz mi jaki to będzie wybór!
- Straszliwy, Kichi, straszliwy. Całe twoje życie będzie usiane trudnymi wyborami… – Kichi już dalej nie słuchał, był zbyt zajęty wyobrażaniem sobie tego jak jego siostra pozwala mu kupić największego loda, albo zjeść wszystkie paczki chrupek ze sklepu.
Nie mógł się doczekać, podjęcia decyzji.
Jednak teraz tak o tym nie myślał.
Wolałby powrócić do jego szczęśliwego dzieciństwa, co prawda biednego, ale szczęśliwego. Nie pamiętał, aby czegokolwiek bu zabrakło, zawsze miał co nosić, jak i jeść. Może i nie miał zawsze nowej wymarzonej piłki, ale i bez niej potrafił się świetnie bawić.
Jednak teraz nie chodziło o zabawkę, ale o trudną decyzję.
Miał godzinę na zastanowienie się.
Nie wiedział, jakiego wyboru by się nie podjął, jego decyzja mogła ochronić jak i zniszczyć. A czas upływał. Ledwie sześćdziesiąt minut na wybranie, to było za mało czasu, ale nie mogli sobie pozwolić na większy poślizg. Musiał wybrać, denerwował się. Jeśli nie zdecyduje… Nie. Nie będzie o tym myślał. Bał się.
Wybrał, zrobi to. Dla siostry. Chociaż go okłamywała… To i tak wychowywała go z miłością, wspierała go w trudnych chwilach, radziła.
Wstał i jeszcze raz sobie w duchu powtórzył – „dla siostry”.
Nie ma już odwrotu. Teraz można tylko czekać na zagładę albo ocalenie.


- Kichi-sama! – Nad jego uchem rozległ się opanowany głos, jednak mężczyzna wydawał się tym nieporuszony. Dalej leżał na trawie wpatrując się w chmury z zamglonym spojrzeniem, a jego dusza była gdzieś daleko, gdzie nikt inny by nie trafił. – Kichi-sama! Zaraz się pan spóźni! Proszę się trochę pośpieszyć!
- Seigyo[1]-san czy kiedykolwiek się zastanawiałaś czy gdybyś raz postąpiła inaczej niż chciałaś to by świat byłby lepszy?
- Nie Kichi-sama, ale pana wybory są bardziej istotne od moich. Pana zadaniem jest podjęcie ważnej decyzji. – Uśmiechnął się lekko, a ona dalej próbowała go pośpieszyć, byli spóźnieni.
- Chodźmy już Seigyo-san, - mężczyzna powstał i się otrzepał, po czym ruszył szybkim krokiem tylko sobie znanym kierunku - kogo na dzisiaj mi zaplanowałaś?
- Spotkanie z Obito-sama. Domaga się u pana bardzo pilnej wizyty.
- Dobrze, czy były jakieś wiadomości od Shourai-neechan?
- Nie, brak odzewu, myślę, że możemy ją uznać za zmarłą. – Blondyn zatrzymał się, kobieta uderzyła o jego plecy, ale nie zdążyła upaść, bo jego silna dłoń ją podtrzymała.
Spoglądała teraz na niego z przerażeniem, jego twarz wyrył grymas złości i zgorzknienia, wszystkie uczucia, które skrywał wypłynęły na wierzch.
- Nawet nie waż się tak mówić! Gdyby nie to, że jesteś kobietą, przyrzekam, że leżałabyś już gdzieś martwa. – Postawił ją na ziemi i sam ruszył dalej, gdy po chwili do niego nie dołączyła odwrócił się w jej stronę i powiedział już miłym i zwyczajnym znudzonym głosem: - kontynuuj.
Kobieta głośno przełknęła ślinę i słabym głosem kontynuowała.
- Drużyna tropiąca upomina się o wsparcie, wie pan w czyjej sprawie, - sugestywnie chrząknęła - Kraj Nocy naciska o swoją część zysku, a do tego księżniczka Kraju Lwicy stwierdziła, że już nie wytrzyma bez pana i przyjeżdża tutaj wraz z pańskim synem.
- Rozumiem. Proszę przypilnuj aby przygotowano im pokoje. – Kobieta już miała kontynuować, gdy mężczyzna zniknął w chmurze dymu. Westchnęła, przez chwilę się zastanawiała czemu wzięła ta robotę.
- To dla pieniędzy Seigyo, dla pieniędzy.


Właśnie strzelił zwycięskiego gola, gdy jego starsza siostra przyszła po niego wraz z starszym bratem Sasuke. Niewiadomo czemu, ale starszy Uchiha w tajemniczy sposób lgnął do Shourai. Itachi, nigdy nie zwracał uwagi na przyziemne, ludzkie sprawy do kiedy nie poznał jej, od tamtego momentu nie odstępował jej praktycznie na krok. Jednak nie wyglądali na parę, nie patrzyli się na siebie z nutą zauroczenia ani nie flirtowali ze sobą. Po prostu rozmawiali ze sobą przyciszonym głosem, a intrygę było czuć na kilometr. Jednakże konoszańcy mieszkańcy i ninja zbyt im ufali, aby zauważyć tak bardzo widoczne aspekty ich znajomości. Może mały Kichi coś zauważał, jednak był zbyt mały aby cokolwiek sprecyzować w tym dziwnym i wielkim świecie.
- Kichi! – Niebieskowłosa zawołała małego chłopca, który teraz sprzeczał się z pewną małą brunetką. Dziewczyna zawołała jeszcze raz, jednak Kichi znów jej nie usłyszał. Młoda Hashi więc podeszła akurat w momencie, gdy Tenten zechciała uderzyć blondasa w policzek, jednak on ze swoim wyrobionym refleksem zdążył zablokować atak. Pamiętał co mówiła jego siostrzyczka, że chłopiec, który uderzy dziewczynkę jest niczym więcej niż śmieciem. Ale nic nie mówiła o blokowaniu ciosów… Przynajmniej tego nie pamiętał.
Jego siostra ukucnęła przy nich i z łagodnym głosem zapytała się:
- Dlaczego Tenten chciałaś uderzyć Kichi’ego?
- No bo on strzelił gola za wysoko, a to jest niezgodne z zasadami i nie chciałam tego zaliczyć. A on się kłócił, że nie strzelił za wysoko, i że tak mówię, bo jestem dziewczyną i że jestem zbyt słaba aby coś takiego obronić, a to przecież było tylko za wysoko! A dziewczyny są tak samo silne, prawda?
Shourai uśmiechnęła się, po czym odwróciła głowę w stronę Kichi’ego i poprosiła o jego wersje zdarzeń, jak sądziła powiedział wersję kompletnie różną od tej Tenten. Strzelił tak jak zwykle, wcale nie za wysoko, a ona się sprzeczała z nim tylko dlatego, bo nie chciała przegrać.
Niebieskowłosa uśmiechnęła się i rozglądnęła dookoła, wszystkie dzieci zebrały się dookoła i spoglądały z zaciekawieniem na ich rozmowę, bowiem gol strzelony przez Kichi’ego był decydujący czy drużyna wygra czy zremisuje. Kilkoro dzieci wtrącało się, jednak gdy odezwał się Kichi wszyscy ucichli, podświadomie uważali go za przywódcę, jeszcze nie zdając sobie z tego sprawy podziwiali go i zawsze chcieli być jak najbliżej niego.
- Nee-chan! To kto wygrał? Moja drużyna czy Sasuke? – Dziewczyna się tylko uśmiechnęła, poczochrała jego włosy i powiedziała z zachętą:
- A co  wy na to, aby jutro zrobić powtórkę? Dzisiaj jest już późno i pewnie jesteście głodni, prawda? – Na potwierdzenie tych słów w czyimś brzuszku zaburczało, co skomentowała salwa śmiechu, jednak długo to nie trwało bowiem mały Hashi musiał już iść, a każdy chciał się z nim pożegnać.


Itachi Uchiha, dziedzic potężnej rodziny - jednej z głównej Konohy, ćwiczył z nieludzkim wysiłkiem na placu. Próbował pokonać swoich wymyślonych przeciwników, którzy bądź co bądź musieli być naprawdę silni, skoro już od kilku godzin się z nimi męczył, a końca jak dotąd nie było widać.
Shourai obserwowała jego trening już od jakiegoś czasu, nie była pewna czy brunet ją zauważył czy po prostu próbował ją uśpić, aby potem ją zaatakować i się wszystkiego dowiedzieć, kiedy ona całkowicie przestanie być ostrożną. Prawdę mówiąc ona właśnie tego pragnie. Chciała zgarnąć całą jego uwagę na siebie, jednak nie udawało jej się to.
Była strasznie podirytowana tym wszystkim.
Minęło dobre kilka godzin za nim wreszcie się nią zainteresował, zdążył w tym czasie zniszczyć kilkanaście drzew, podpalić pół lasu i aby ugasić ogień wykorzystać połowę wody należącej do stawu. Gdy wreszcie do niej podszedł, nie, zmaterializował się obok niej, „ukrytej” za drzewem, tylko chłodne opanowanie pozwoliło jej nie krzyknąć, a może jej wyczucie?
- Następna fanka? – Zapytał się bezbarwnym głosem, nie patrząc na nią, jakby był tutaj tylko po to, aby pozwoliła mu trenować dalej bez świadków. Musiała przyznać, że inaczej go sobie wyobrażała – miał być zimnym draniem, który bez skrupułów by ją zabił za chociaż spojrzenie na niego.
- Nie bardzo, myślę, że możesz mnie nazywać… wspólniczką – zaakcentowała te słowo, a on nadal się zbyt tym nie przejął, widać był przyzwyczajony do głupich propozycji. – Chciałabym tylko ci powiedzieć, że wiem wszystko o propozycji rady wios…
Nie zdążyła dokończyć, a już przycisnął ją do drzewa i zakrył usta dłonią, niespokojnie się rozglądając się, przyłożył jej nóż do szyi i z przeszywającym wzrokiem próbował cokolwiek wyczytać z jej oczu. Nie udało mu się, były puste, tylko usta uśmiechały się z pogardy do jego zachowania. Przygryzła lekko jego palce, aby zasygnalizować mu, że chce coś powiedzieć. Odsunął rękę, jednak sztylet dalej niebezpiecznie pobłyskiwał przy jej szyi.
- Nie martw się, nikogo tu nie ma, sprawdziłam dokładnie za nim w ogóle się do ciebie odezwałam. – Nic nie odpowiedział, więc ona wzięła to za zaproszenie do rozmowy. – Jak już mówiłam: wiem wszystko o radzie, o klanie i o twoim zadaniu. – Uśmiechnęła się, a jej białe ząbki błysnęły.
- Czego chcesz? – Powiedział to wolno i chłodno, gdyby nie to, że nie jest normalną dziewczyną na pewno przeszedłby ją dreszcz i paraliżujący strach. Ta jednak się uśmiechnęła i odpowiedziała równie chłodno:
- Współpracy.


Witam z powrotem ;D. Muszę przyznać, że całkowicie zapomniałam o blogu. Przez przypadkiem sobie o nim przypomniałam. Przepraszam, że znikłam na tak długo, ale prawdę mówiąc miałam juz zawieszać blog, gdy przeczytałam komentarzy i stwierdziłam, że nie porzucę tej historii. Dla was.
Chciałabym tez powiedzieć, że zaktualizowałam bohaterów, więc, jak ktoś chcę się dowiedzieć czegoś nowego polecam poczytać co nieco ;)



[1] Seigyo - kontrola, zarządzanie, sprawdzanie, opanowanie, stłumienie; kontrolować, zarządzać, tłumić, powściągać, opanować, mieć pod kontrolą