- Kichi, pamiętaj, że masz bardzo wielkie zadanie do
spełnienia. – Mały blond włosy chłopczyk siedział na kolanach niebieskowłosej
dziewczyny. Oboje spokojnie bujali się na fotelu, na werandzie małego,
piętrowego domku.
- Jakie Nee-chan? Zawsze mówisz, że dużo osiągnę,
ale nigdy nie mówisz skąd to wiesz. – To była jedna z takich rozmów, gdzie jego
starsza siostra wymagała dużego skupienia.
Dziewczyna się uśmiechnęła, a jej wzrok na chwilę się zamglił, straciła chwilowy
kontakt z rzeczywistością. Nieczęsto jej się to zdarzało. Zawsze mocno stąpała
po ziemi z tym fałszywym uśmiechem na twarzy, jednak nikt tego nie dostrzegał.
Nie, inaczej. Nikt nie mógł, bo jeszcze nigdy nie okazała tego prawdziwego.
Po chwili, otrząsnęła się gwałtownie, mimo to mały
Naruto tego nie dostrzegł.
- Kichi, pamiętaj nigdy niczego nie obiecuj.
- Dlaczego, Nee-chan? – Chłopiec po raz kolejny nie
zrozumiał, z szczerą chęcią próbował opanować te trudne lekcje, ale nigdy mu
się to nie udawało.
- Obietnice musisz spełnić, choćbyś ręce i nogi
musiał komuś połamać, zawsze musisz dotrzymywać słowa. Nigdy nie będziesz mógł
spocząć dopóki ich nie dopełnisz. One się staną twoim głównym celem życia.
Niespełnione będą cię gonić, nie uciekniesz od nich, bo będą w tobie. –
Położyła swoją dłoń, na jego piersi. - Będą się gnieździły w twoim sercu, i
będziesz cierpiał słysząc te ciche szepty o tym, że nie jesteś godny zaufania.
Pamiętaj Kichi, nigdy nie obiecuj rzeczy, których nie będziesz mógł bez wysiłku
spełnić. Nie wiem, jaki by na ciebie nacisk kładziono, jeżeli nie jesteś pewny,
że możesz podołać - nie obiecuj. Nigdy. Bo to będzie najstraszliwsza rzecz jaka
może cię spotkać. Rozumiesz, Kichi?
- Nie do końca, Nee-chan. Najpierw mówisz, żeby nie
obiecywać, a później żeby tak, ale nie. – Dziecko przekrzywiło głowę w geście
niezrozumienia.
- Nic się nie stało Kichi, gdy dorośniesz
zrozumiesz. – Chłopiec jeszcze raz przekrzywił głowę, po czym wygodniej się
ułożył na kolanach siostry i się o nią oparł. - Dorośniesz szybciej niż inni,
będziesz musiał urosnąć w wielką potęgę. Staniesz się niepokonany, ale wielkim
kosztem. Ogromnym. Decyzja, którą podejmiesz zaważy o losach światach, będziesz
miał wybór…
- Jaki, Nee-chan?! – Chłopiec jej przerwał rozentuzjazmowany
tym, że w tak młodym wieku będzie mógł wybrać. Przecież zawsze to siostra decydowała
o tym co zje, jak się ubierze i czy wyjdzie na dwór. A tak?! Będzie mógł pójść
jeszcze po wieczorynce na podwórko, ubrać się w najlepsze spodenki, i zjeść na
śniadanie całe ciasto! Już się nie mógł doczekać, aż siostra pozwoli mu wybrać!
– Proszę Nee-chan! Powiedz mi jaki to będzie wybór!
- Straszliwy, Kichi, straszliwy. Całe twoje życie
będzie usiane trudnymi wyborami… – Kichi już dalej nie słuchał, był zbyt zajęty
wyobrażaniem sobie tego jak jego siostra pozwala mu kupić największego loda,
albo zjeść wszystkie paczki chrupek ze sklepu.
Nie mógł się doczekać, podjęcia decyzji.
Jednak teraz tak o tym nie myślał.
Wolałby powrócić do jego szczęśliwego dzieciństwa,
co prawda biednego, ale szczęśliwego. Nie pamiętał, aby czegokolwiek bu
zabrakło, zawsze miał co nosić, jak i jeść. Może i nie miał zawsze nowej
wymarzonej piłki, ale i bez niej potrafił się świetnie bawić.
Jednak teraz nie chodziło o zabawkę, ale o trudną
decyzję.
Miał godzinę na zastanowienie się.
Nie wiedział, jakiego wyboru by się nie podjął, jego
decyzja mogła ochronić jak i zniszczyć. A czas upływał. Ledwie sześćdziesiąt
minut na wybranie, to było za mało czasu, ale nie mogli sobie pozwolić na
większy poślizg. Musiał wybrać, denerwował się. Jeśli nie zdecyduje… Nie. Nie
będzie o tym myślał. Bał się.
Wybrał, zrobi to. Dla siostry. Chociaż go
okłamywała… To i tak wychowywała go z miłością, wspierała go w trudnych
chwilach, radziła.
Wstał i jeszcze raz sobie w duchu powtórzył – „dla
siostry”.
Nie ma już odwrotu. Teraz można tylko czekać na
zagładę albo ocalenie.
- Kichi-sama! – Nad jego uchem rozległ się opanowany
głos, jednak mężczyzna wydawał się tym nieporuszony. Dalej leżał na trawie
wpatrując się w chmury z zamglonym spojrzeniem, a jego dusza była gdzieś
daleko, gdzie nikt inny by nie trafił. – Kichi-sama! Zaraz się pan spóźni!
Proszę się trochę pośpieszyć!
- Seigyo[1]-san
czy kiedykolwiek się zastanawiałaś czy gdybyś raz postąpiła inaczej niż
chciałaś to by świat byłby lepszy?
- Nie Kichi-sama, ale pana wybory są bardziej
istotne od moich. Pana zadaniem jest podjęcie ważnej decyzji. – Uśmiechnął się
lekko, a ona dalej próbowała go pośpieszyć, byli spóźnieni.
- Chodźmy już Seigyo-san, - mężczyzna powstał i się
otrzepał, po czym ruszył szybkim krokiem tylko sobie znanym kierunku - kogo na
dzisiaj mi zaplanowałaś?
- Spotkanie z Obito-sama. Domaga się u pana bardzo
pilnej wizyty.
- Dobrze, czy były jakieś wiadomości od
Shourai-neechan?
- Nie, brak odzewu, myślę, że możemy ją uznać za
zmarłą. – Blondyn zatrzymał się, kobieta uderzyła o jego plecy, ale nie zdążyła
upaść, bo jego silna dłoń ją podtrzymała.
Spoglądała teraz na niego z przerażeniem, jego twarz
wyrył grymas złości i zgorzknienia, wszystkie uczucia, które skrywał wypłynęły
na wierzch.
- Nawet nie waż się tak mówić! Gdyby nie to, że
jesteś kobietą, przyrzekam, że leżałabyś już gdzieś martwa. – Postawił ją na
ziemi i sam ruszył dalej, gdy po chwili do niego nie dołączyła odwrócił się w
jej stronę i powiedział już miłym i zwyczajnym znudzonym głosem: - kontynuuj.
Kobieta głośno przełknęła ślinę i słabym głosem
kontynuowała.
- Drużyna tropiąca upomina się o wsparcie, wie pan w
czyjej sprawie, - sugestywnie chrząknęła - Kraj Nocy naciska o swoją część
zysku, a do tego księżniczka Kraju Lwicy stwierdziła, że już nie wytrzyma bez
pana i przyjeżdża tutaj wraz z pańskim synem.
- Rozumiem. Proszę przypilnuj aby przygotowano im
pokoje. – Kobieta już miała kontynuować, gdy mężczyzna zniknął w chmurze dymu.
Westchnęła, przez chwilę się zastanawiała czemu wzięła ta robotę.
- To dla pieniędzy Seigyo, dla pieniędzy.
Właśnie strzelił zwycięskiego gola, gdy jego starsza
siostra przyszła po niego wraz z starszym bratem Sasuke. Niewiadomo czemu, ale
starszy Uchiha w tajemniczy sposób lgnął do Shourai. Itachi, nigdy nie zwracał
uwagi na przyziemne, ludzkie sprawy do kiedy nie poznał jej, od tamtego momentu
nie odstępował jej praktycznie na krok. Jednak nie wyglądali na parę, nie
patrzyli się na siebie z nutą zauroczenia ani nie flirtowali ze sobą. Po prostu
rozmawiali ze sobą przyciszonym głosem, a intrygę było czuć na kilometr.
Jednakże konoszańcy mieszkańcy i ninja zbyt im ufali, aby zauważyć tak bardzo
widoczne aspekty ich znajomości. Może mały Kichi coś zauważał, jednak był zbyt
mały aby cokolwiek sprecyzować w tym dziwnym i wielkim świecie.
- Kichi! – Niebieskowłosa zawołała małego chłopca,
który teraz sprzeczał się z pewną małą brunetką. Dziewczyna zawołała jeszcze
raz, jednak Kichi znów jej nie usłyszał. Młoda Hashi więc podeszła akurat w
momencie, gdy Tenten zechciała uderzyć blondasa w policzek, jednak on ze swoim
wyrobionym refleksem zdążył zablokować atak. Pamiętał co mówiła jego
siostrzyczka, że chłopiec, który uderzy dziewczynkę jest niczym więcej niż
śmieciem. Ale nic nie mówiła o blokowaniu ciosów… Przynajmniej tego nie
pamiętał.
Jego siostra ukucnęła przy nich i z łagodnym głosem
zapytała się:
- Dlaczego Tenten chciałaś uderzyć Kichi’ego?
- No bo on strzelił gola za wysoko, a to jest
niezgodne z zasadami i nie chciałam tego zaliczyć. A on się kłócił, że nie
strzelił za wysoko, i że tak mówię, bo jestem dziewczyną i że jestem zbyt słaba
aby coś takiego obronić, a to przecież było tylko za wysoko! A dziewczyny są
tak samo silne, prawda?
Shourai uśmiechnęła się, po czym odwróciła głowę w
stronę Kichi’ego i poprosiła o jego wersje zdarzeń, jak sądziła powiedział
wersję kompletnie różną od tej Tenten. Strzelił tak jak zwykle, wcale nie za wysoko,
a ona się sprzeczała z nim tylko dlatego, bo nie chciała przegrać.
Niebieskowłosa uśmiechnęła się i rozglądnęła
dookoła, wszystkie dzieci zebrały się dookoła i spoglądały z zaciekawieniem na
ich rozmowę, bowiem gol strzelony przez Kichi’ego był decydujący czy drużyna
wygra czy zremisuje. Kilkoro dzieci wtrącało się, jednak gdy odezwał się Kichi
wszyscy ucichli, podświadomie uważali go za przywódcę, jeszcze nie zdając sobie
z tego sprawy podziwiali go i zawsze chcieli być jak najbliżej niego.
- Nee-chan! To kto wygrał? Moja drużyna czy Sasuke? –
Dziewczyna się tylko uśmiechnęła, poczochrała jego włosy i powiedziała z
zachętą:
- A co wy na
to, aby jutro zrobić powtórkę? Dzisiaj jest już późno i pewnie jesteście
głodni, prawda? – Na potwierdzenie tych słów w czyimś brzuszku zaburczało, co
skomentowała salwa śmiechu, jednak długo to nie trwało bowiem mały Hashi musiał
już iść, a każdy chciał się z nim pożegnać.
Itachi Uchiha, dziedzic potężnej rodziny - jednej z
głównej Konohy, ćwiczył z nieludzkim wysiłkiem na placu. Próbował pokonać
swoich wymyślonych przeciwników, którzy bądź co bądź musieli być naprawdę
silni, skoro już od kilku godzin się z nimi męczył, a końca jak dotąd nie było
widać.
Shourai obserwowała jego trening już od jakiegoś
czasu, nie była pewna czy brunet ją zauważył czy po prostu próbował ją uśpić,
aby potem ją zaatakować i się wszystkiego dowiedzieć, kiedy ona całkowicie
przestanie być ostrożną. Prawdę mówiąc ona właśnie tego pragnie. Chciała
zgarnąć całą jego uwagę na siebie, jednak nie udawało jej się to.
Była strasznie podirytowana tym wszystkim.
Minęło dobre kilka godzin za nim wreszcie się nią
zainteresował, zdążył w tym czasie zniszczyć kilkanaście drzew, podpalić pół
lasu i aby ugasić ogień wykorzystać połowę wody należącej do stawu. Gdy
wreszcie do niej podszedł, nie, zmaterializował się obok niej, „ukrytej” za
drzewem, tylko chłodne opanowanie pozwoliło jej nie krzyknąć, a może jej
wyczucie?
- Następna fanka? – Zapytał się bezbarwnym głosem,
nie patrząc na nią, jakby był tutaj tylko po to, aby pozwoliła mu trenować
dalej bez świadków. Musiała przyznać, że inaczej go sobie wyobrażała – miał być
zimnym draniem, który bez skrupułów by ją zabił za chociaż spojrzenie na niego.
- Nie bardzo, myślę, że możesz mnie nazywać…
wspólniczką – zaakcentowała te słowo, a on nadal się zbyt tym nie przejął,
widać był przyzwyczajony do głupich propozycji. – Chciałabym tylko ci
powiedzieć, że wiem wszystko o propozycji rady wios…
Nie zdążyła dokończyć, a już przycisnął ją do drzewa
i zakrył usta dłonią, niespokojnie się rozglądając się, przyłożył jej nóż do
szyi i z przeszywającym wzrokiem próbował cokolwiek wyczytać z jej oczu. Nie
udało mu się, były puste, tylko usta uśmiechały się z pogardy do jego
zachowania. Przygryzła lekko jego palce, aby zasygnalizować mu, że chce coś
powiedzieć. Odsunął rękę, jednak sztylet dalej niebezpiecznie pobłyskiwał przy
jej szyi.
- Nie martw się, nikogo tu nie ma, sprawdziłam
dokładnie za nim w ogóle się do ciebie odezwałam. – Nic nie odpowiedział, więc
ona wzięła to za zaproszenie do rozmowy. – Jak już mówiłam: wiem wszystko o
radzie, o klanie i o twoim zadaniu. – Uśmiechnęła się, a jej białe ząbki
błysnęły.
- Czego chcesz? – Powiedział to wolno i chłodno,
gdyby nie to, że nie jest normalną dziewczyną na pewno przeszedłby ją dreszcz i
paraliżujący strach. Ta jednak się uśmiechnęła i odpowiedziała równie chłodno:
- Współpracy.
Witam z powrotem ;D.
Muszę przyznać, że całkowicie zapomniałam o blogu. Przez przypadkiem sobie o
nim przypomniałam. Przepraszam, że znikłam na tak długo, ale prawdę mówiąc
miałam juz zawieszać blog, gdy przeczytałam komentarzy i stwierdziłam, że nie
porzucę tej historii. Dla was.
Chciałabym tez
powiedzieć, że zaktualizowałam bohaterów, więc, jak ktoś chcę się dowiedzieć
czegoś nowego polecam poczytać co nieco ;)
[1]
Seigyo - kontrola, zarządzanie, sprawdzanie, opanowanie, stłumienie;
kontrolować, zarządzać, tłumić, powściągać, opanować, mieć pod kontrolą